Nic innego niż pieczenie korzennych pierniczków nie uświadamia mi tak bardzo że święta są już tuż tuż.
W całym domu pachnie cynamonem i skórką pomarańczową. Dodatkowo sobotnie chrupanie przy kawie dochodzące z kuchni powoduje że serce mi rośnie i chcę mi się piec jeszcze i jeszcze. Ta partia to już trzecia transza. Z dwóch pozostałych nie został nawet okruszek. Nawet nie zaczęłam ich lukrowo ozdabiać...po prostu nie zdążyłam. Znikają w tempie natychmiastowym.
Można z nich zrobić ładniutkie paczki dla, można powiesić je na choince, albo przyczepić do prezentów w ramach etykietki, dla kogo prezent. Można je też po prostu zjadać przy każdej okazji kiedy mija się pudełko w których są schowane.