wpis zrealizowany przy współpracy z
www.whitechocolatemoccha.com
Za oknem szaro i ponuro, zimno i wieje.
W taki chłodny czas warto zjeść coś zarówno sycącego jak i niezwykle pysznego. Wołowina po Burgundzku to danie które przerażające jest jedynie z nazwy. W gruncie rzeczy zawiera niewiele składników, a kluczem do sukcesu jest dobrej jakości mięso no i czas.
Przepisów jest oczywiście całe mnóstwo, a mi akurat przypasił taki, który był dołączany do reklamy super ekstrackiego urządzenia kuchennego, które robi totalnie wszystko, łącznie z zabieraniem przyjemności z krzątania się po kuchni i gotowania (ale to już moja osobista opinia)
Składniki:
W taki chłodny czas warto zjeść coś zarówno sycącego jak i niezwykle pysznego. Wołowina po Burgundzku to danie które przerażające jest jedynie z nazwy. W gruncie rzeczy zawiera niewiele składników, a kluczem do sukcesu jest dobrej jakości mięso no i czas.
Przepisów jest oczywiście całe mnóstwo, a mi akurat przypasił taki, który był dołączany do reklamy super ekstrackiego urządzenia kuchennego, które robi totalnie wszystko, łącznie z zabieraniem przyjemności z krzątania się po kuchni i gotowania (ale to już moja osobista opinia)
Składniki:
- 800g rostbefu,
- 500g cebuli,
- 300g marchewki,
- 100 g mąki,
- 3 łyżki oliwy,
- 100g masła,
- 1 bouquet garni (wiązanka ziół, pietruszki, tymianku oraz liścia laurowego) [u mnie nie było, a też wyszło pycha]
- 300 ml wytrawnego czerwonego wina,
- sól pieprz do smaku.
Mięso dokładnie myjemy i kroimy w kostkę (tak ok 3 cm)
Marchew obieramy i kroimy w talarki.
Cebulę kroimy w krążki, wrzucamy do jakiejś miski i opruszamy mąką.
W garnku rozgrzewamy oliwę oraz masło, gdy to się
rozgrzeje, wrzucamy cebulę i smażymy ok 10 minut na złoty kolor. Następnie
dodajemy mięso i smażymy prze ok 2 minuty, dalej dodajemy marchew oraz zioła
(ja ponieważ nie miałam świeżych dodałam liść laurowy i na tym zakończyłam).
Powoli dodajemy wino, całość doprowadzamy do wrzenia i zmniejszamy na malutki
ogień. Gotujemy przez 3 godziny od czasu do czasu mieszając.
Najlepsza jest następnego dnia kiedy się przegryzie,
akurat w moim przypadku nie było takiej możliwości, gdyż do stołu zasiedliśmy
niespodziewanie w powiększonym gronie i w zasadzie opędzlowaliśmy wszystko:)
Było pyysznie i przemiło.
Było pyysznie i przemiło.
Ps. Po takim właśnie niespodziewanym wieczorze żałuję, że czasy kiedy
niezapowiadanym wpadało się z wizytą do przyjaciół, już minęły. Szalenie miło
jest powitać gościa, który w przypływie tęsknoty bądź ochoty na wspólne wypicie
herbaty, puka do naszych drzwi.
Niech żyją spontaniczne, nieumawiane i niezapowiedziane na miesiąc wcześniej, wizyty!!
Niech żyją spontaniczne, nieumawiane i niezapowiedziane na miesiąc wcześniej, wizyty!!